Tuesday, January 10, 2006

Pierwsze kroki na poludniowoamerykanskim ladzie!


Ekwador przywital nas bardzo milo. Zadnych oplat. Nic. Bienvenidos i milego pobytu. Okazalo sie rowniez ze w bloto wyrzucilismy 120 dolcow wydanych w Warszawie na wizy. Polska bowiem wizy wcale do Ekwadoru nie potrzebuje...
Nasz host, a wlasciwie hostka mieszka niedaleko lotniska. Jestesmy ciekawi jak to bedzie byc goszczonym przez dziewczyne (po raz pierwszy!). Violetta jest na Uniwersytecie, ale w domu wita nas jej matka. Mila, konkretna, dynamiczna. Udziela niezbetnych informacji, podwozi do centrum. Stamtad bierzemy trolejbus na starowke. Coz. Po Quito szczerze mowiac nie spodziewalismy sie zbyt wiele... To co zobaczylismy prawie ze powalilo nas na kolana! Quitanskie stare miasto jest naprawde imponujace! Place, pomniki, koscioly. Wlasciwie na kazdym rogu znajdujesz cos ciekawego. Do tego jeszcze jest akurat Trzech Kroli. Ulicami przechodzi dziwna procesja, wchodzimy na chwile na msze do katedry. Pojawiaja sie tez zupelnie nowi Indianie :) - potomkowie Inkow tym razem. Zaczynaja sie tez pierwsze polowania z aparatem.
Nie starcza nam czasu na wszystko, bo powoli zaczyna sie sciemniac. Wracamy. Wchodzimy do domu, gdzie poznajemy w koncu Violette. Ja i jej kolezanki. Urzadzily sobie male party. Zaraz zostajemy poczestowani wodka z sokiem. Sa w moim wieku (22 lata), sa bardzo ladne, mile i wesole. Takie poprostu mlode dziewczyny z dosyc bogatych domow, cieszace sie zyciem. Wkrotce przychodzi chlopak Violetty.
Violetta, jej chlopak i jeszcze jedna kolezanka wychodza na cala noc na dyskoteke. Nam sie nie chce, poza tym w tym czasie korzystamy z kompa :)
Po polnocy zjawia sie matka, ktora spedzila pare godzin grajac w kasynie. Zabawna kobieta.

No comments: