Thursday, January 12, 2006

Cuenca. Posypaly sie kamienie


Pierwszy platny nocleg od bardzo, bardzo wielu dni. I to tak naprawde z naszej wlasnej winy, bo nie zdazylismy na czas skontaktowac sie z nikim z hospitality. Ale nocleg w hotelu tez ma swoje plusy. Daje ci nieograniczona swobode. Mozemy robic co chcemy, isc gdzie chcemy, siedziec pare godzin na internecie bez obawy ze kogos urazimy.
Budze sie z bolem gardla i calkowicie zatkanym nosem. A wiec dopadlo mnie jednak. 40 minut w mrozie zrobilo swoje. Marcin jest zdrowy, ale obawia sie ze jego dopadnie rozwniez. Tymczasem jednak zeby sprawic przyjemnosc swojej biednej siostrze (oraz zeby samemu sie najesc rzecz jasna) przynosi ze sklepu jajka, cebule, buleczki i miod. I... szykuje olbrzymie sniadanie. Dzien zaczyna sie wiec milo :)
Wychodzimy na miasto. Wyglada ono juz zupelnie inaczej niz ogladane przez nas dotad latynoamerykanskie miasta. Jest takie czyste, takie europejskie. Czuje sie tu troche jak w Polsce. Trzy przecznice i dochodzimy do glownego placu. Najpierw widzimy przepiekny park z drzewami calymi w kwiatach, ponad ktorymi wylania sie monumentalna katedra. To jeden z najladniejszych placow jaki widzielismy w zyciu. Zaczynamy powoli go obchodzic, az nagle zauwazamy ze cos tutaj sie dzieje... Pod katedra duze zgrupowanie mlodych ludzi, czesc z nich ma zasloniete twarze. W powietrzu jakby cos wisialo. Przechodnie pospiesznie oddalaja sie z tego miejsca, obserwujac wszystko z bezpiecznej odleglosci. Nagle jeden chlopak rzuca haslo: Ruszamy w tamta strone. Wtedy sie zaczyna. Zza rogu wyjezdza pancerny woz policyjny. Mlodzi rzucaja w niego kamieniami, on jedzie dalej strzelajac do manifestujacych (z nieostrej amunicji). Woz pancerny okraza plac. Ze wszystkich stron jest atakowany strumieniami kamieni. Sami znajdujemy sie w samym sercu akcji. Marcin robi zajebisty film (tzn. wydaje mu sie ze robi, bo jak na zlosc pozniej sie okazuje ze sie nie zarejestrowal!!!) i pstryka zjecia. Pojazd pancerny wraca pod budynek rzadu Cuenci. Tam zgromadzona jest policja. Na bialych scianach widac slady czerwonej farby i pare napisow. Od tego widocznie zaczeli swoja akcje manifestanci. Woz rusza na kolejny tour wokol placu, do parku wkracza uzbrojona po zeby policja. Zaczyna rzucac bomby z gazem lzawiacym. Nie wiemy zupelnie o co chodzi, ale rodzi sie w nas cos takiego, jakas taka adrenalina i podniecenie jakie towarzyszyc musza wszystkim sprawozdawcom wojennym na swiecie. Sa to wlasciwie tylko jakies glupie zamieszki, ale od uderzenia kamieniem w glowe mozesz stracic nawet zycie. Mimo tego w takich chwilach myslisz przede wszytkim o tym jak tu zrobic najlepsze zdjecie. To naprawde wciaga!
Kiedy sie troche uspokaja przenosimy sie znowu pod katedre. Manifestanci zgromadzili sie sie przecznice dalej, tutaj zbiera sie policja.
Pytam sie stojaca obok dziennikarke o co tu wlasciwie chodzi. Mowi nam ze to walcza uczniowie, bo chca im poobcinac stypendia. Troche jeszcze oniesmieleni zblizamy sie do policjantow. Zagadujemy. ¨Aaaa, studenci? oni sami wlasciwie nie wiedza czego chca. Mysla ze to niezla zabawa porzucac w policje kamieniami. Tylko to potrafia robic, ale zeby mieli jakies propozycjem jakis pomysl na rozwiazanie problemu, to nie¨. Jak sie dowiaduja ze jestesmy z Polski od razu podejmuja temat mundialu i tego ze przeciez gramy w tej samej grupie! Marcin wyjmuje aparat i zaczyna nagrywac film: ¨Jak Pan mysli , kto wygra? Polska czy Ekwador?¨ ¨Ekwador. 3:0.¨- Odpowaiada rozluzniony juz nieco policjant, a jego koledzy smieja sie glosno, na ich twarzach podryguja maski gazowe.
Policjanci stoja przed wozem pancernym, zaslonieci tarczami. Z drugiego konca ulicy manifestanci rzucaja kamieniami.Czasem wybucha jakas´petarda. Stojacy obok nas mezczyzna zaczyna z nami rozmawiac. Dowiadujemy sie, ze uczniowie manifestuja tez dlatego, bo 4 lata temu policja zastrzelila studenta. W kazda rocznice wyglada to mniej wiecej tak samo. Mezczyzna oraz sprzedajacy obok mlody chlopak tlumacza nam ze to byl wypadek, zablakana kula, ale oni nie chca puscic tego w niepamiec. Marcin wdaje sie w glebsza rozmowe z mezczyzna, ktory okazuje sie super mila, dosyc ciekawa postacia. Jest architektem, jego marzeniem jest podjecie wspolpracy z innymi panstwami obu Ameryk, ale rowniez z Europa i wybudowanie w centrum Ekwadoru najwyzszego na swiecie wiezowca, a w okol niego calego miasteczka, gdzie odbywala by sie wymiana kulturalna i handlowa.
Kiedy on opowiada Marcinowi o swoich projektach do mnie podchodzi jakis mlody chlopak. Jest studentem z Cuenci i bardzo go ciekawi co nam powiedziala policja. Mowie mu z grubsza czego sie dowiedzielismy od policjanta i dziennikarki. Po wysluchaniu mojej relacji, wyjasnia mi ze tutaj wcale nie chodzi o zadne stypendia, tylko o tego studenta ktorego zabili 4 lata temu. Mowi ze policja tutaj jest bardzo brutalna, i lubi ¨bawic sie ze studentami¨. Opowiada jak sam w zeszlym roku lezal w klatce budynku pol zywy od gazu. Wczoraj miala tutaj miejsze pokojowa demonstracja, dzisiaj, sama widziesz. Dlaczego wlasciwie doszlo do walki nie wyjasnia. Przychodzi po niego kolega i niestety musza juz isc. Chlopak podszedl do mnie bo widocznie koniecznie chcial nas przekonac do swojego punktu widzenia.
Cale to zajscie jest dosyc chaotyczne, wyglada jak troszke bezladna zabawa w kotka i myszke. Policjanci i manifestanci zaczynaja sie w koncu obrzucac wyzwyskami niczym male dzieci. W pewnej chwili przez linie policja - studenci przechodzi, nie zdajacy sobie sprawy z tego co sie dzieje dziadek. Dostaje kamieniem w noge. Dochodzi do nas i widzimy ze ma cale zakrwawione spodnie. Razem z naszym nowopoznanym architektem prowadzimy go do pobliskiej restauracji. Obmywam mu woda rane, architekt idzie po jakis odkarzacz, plaster i gaze. Staruszek jest bardzo milym Kubanczykiem, ktory wyemigrowal do Stanow, a pozniej do Ekwadoru. Mimo ze w niezbyt przyjemnych okolicznosciach, jednak milo sobie rozmawiamy. Opatrunek gotowy. Staruszek serdecznie dziekuje i idzie do domu. Architekt rowniez cieplo sie z nami zegna, zostawiwszy uprzednio swoj email i telefon. Rozruchy jakby przycichaja, manifestanci gdzies sie rozplywaja, policja tez. Niesamowicie jeszcze podekscytowani decydujemy z Marcinem ze idziemy dalej zwiedzac to przepiekne miasto.

Zagladamy do wnetrz naprawde ciekawych kosciolow, odkrywamy jeszcze pare malowniczych placykow. Kiedy po paru godzinach wracamy na plac kolo katedry, nie ma juz sladow przedpoludniowych zajsc. Jest tloczno, ludzie pospiesznie zmierzaja we wszystkich kierunkach. Sciany siedziby rzadu Cuenci odmalowywane sa na bialo. Co za tempo! Widzimy jeszcze jedna malutka demonstracje, w innej czesci miasta. Uzbrojeni we flagi i gwizdki ludzie rzadaja w wykrzykiwanej rymowance ustapienia dwoch skorumpowanych deputowanych. Zartujemy z Marcinem, ze nuda, nic sie nie dzieje, mogliby kamieniem chociaz rzucic, bo nie ma co filmowac... ;)

Jemy bardzo tanio obiad (za 1,50 dolca wielka porcja plus po litrze piwa za 75 centow. zyc nie umierac :) i dzwonimy do Loja, nastepnego miasteczka, gdzie juz host milym glosem oznajmia ze bedzie na nas czekal.

No comments: